Demokracja to ustrój bezsensowny. Wypadałoby tu przytoczyć pewnie argument, że dwóch idiotów ma więcej do powiedzenia niż jeden geniusz, ale mnie ciekawi inny aspekt. Mianowice, skąd w ogóle wzięło się przekonanie, że większość ma rację, że warto rozstrzygać wszelkie spory po jej myśli, skoro historia uczy, iż zwykle bywało odwrotnie? Równie dobrze można przyjąć, że rację ma zawsze ślepy los i rzucać monetą zamiast głosować. Byłoby to nawet korzystniejsze, bo szansa na wybór słusznej opcji wynosiłaby wówczas 50%, a zapraszając do urn przypadkowych ludzi, prawdopodobieństwo to znacznie spada.
A już na miano totalnego absurdu, jednego z największych w naszych czasach, zakrawa fakt, że drogą demokratyczną rozstrzygane są, o zgrozo, niektóre spory czysto naukowe. Przypomnę, że w ten właśnie sposób uznano, że homoseksualizm nie jest chorobą i usunięto go z oficjalnej listy schorzeń. Kopernik też pewnie zostałby kiedyś przegłosowany.
Ci, którzy mieli rację, na przestrzeni wieków, bywali zwykle w mniejszości, czasem nawet zupełnie samotni, przynajmniej na początku. Skąd wzięło się zatem przekonanie, żeby dobrze się dzieje, kiedy o najważniejszych sprawach decyduje większość?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz