Pewien człowiek zapytał mnie kiedyś: "Nauczycielu, jak najprościej można opisać ludzkie życie, oddać jego istotę i realia?" Ludzkie życie, Szanowny Czytelniku, jest niczym futbol, a właściwie to futbol jest niczym ludzkie życie w pigułce.
Na świecie jest mnóstwo wspaniałych dyscyplin sportowych, ale chyba w żadnej nie da się osiągnąć sukcesu tak wieloma różnymi drogami. W piłce jest to możliwe. Trener, mający do dyspozycji zespół naszpikowany gwiazdami, może po prostu pozwolić grać swoim piłkarzom, zachwycić cały piłkarski świat ofensywną i widowiskową grą. Inny, dysponujący ekipą drwali, zaparkuje autobus we własnym polu karnym, szansy na zdobycie bramki będzie upatrywać głównie w stałych fragmentach gry, a wszelkie akcje ofensywne będą polegały na posyłaniu długich piłek w kierunku jedynego napastnika. I też może się to udać... A przecież wiele można zwojować również świetnym przygotowaniem fizycznym albo zabójczymi kontrami. Taktyka odgrywa niebagatelną rolę w większości sportów drużynowych, ale chyba w żadnym nie wyrównuje tak szans, nie zaciera ewidentnych różnic w realnych umiejętnościach, nie umożliwia wyraźnie słabszej drużynie skutecznej rywalizacji z teamem zdecydowanie lepszym. Czy nie podobnie jest i w życiu? Tu też sukces można osiągnąć na wiele różnych sposobów, a wielki talent, potencjalna przewaga nad całym otoczeniem, niczego jeszcze nie gwarantuje. Swoją drogą, to ciekawe, jak wyglądałby świat sprawiedliwy i prostolinijny niczym siatkówka, w której na 100 gier, tak na oko, z 99 kończy się zwycięstwem drużyny lepszej. Masz lepszych ludzi na zagrywce, lepiej funkcjonuje przyjęcie, rozgrywający wciąga nosem swojego odpowiednika wśród rywali, gry blokiem nie ma sensu nawet porównywać... Musisz to wygrać, przeciwnik nie jest w stanie zrównoważyć Twojej siatkarskiej wyższości, bo i czym?
Jedenastoosobowa drużyna piłkarska stanowi swoistą miniaturę społeczeństwa. Każdy może znaleźć tu swoje miejsce, wnosząc ze sobą jakże różne cechy, talenty i predyspozycje. Człowiek, mierzący powiedzmy 165 centymetrów, raczej nie zrobi kariery w NBA, a w profesjonalnej siatkówce pozostanie mu ewentualnie pozycja libero. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale są one tak nieliczne, że śmiało można zaliczyć je do kategorii tych, które potwierdzają regułę. W futbolu natomiast ktoś taki może zostać wielką gwiazdą i nikogo specjalnie to nie zdziwi. A jednocześnie wielką sławę może przecież zyskać ktoś, kto w piłkę zbytnio grać nie potrafi, ale ma bardzo dobre warunki fizyczne i dysponuje potężnym kopnięciem. Zawsze znajdzie się też miejsce dla człowieka, którego tak naprawdę jedynym atutem jest szybkość. Mało to było na piłkarskich boiskach przysłowiowych jeźdźców bez głowy? Ale to wszystko jeszcze nic wobec fenomenu niejakiego Filippo Inzaghiego. Gość, teoretycznie rzecz ujmując, w piłkę raczej grać nie potrafił. Dryblerem nie był, warunki fizyczne średnie, wielką szybkością nie dysponował, niejeden znacznie lepiej grał głową... A jednak były napastnik reprezentacji Włoch zostanie zapamiętany jako jeden z najlepszych napastników lat dziewięćdziesiątych, do dziś jest jednym z najskuteczniejszych snajperów w historii Ligi Mistrzów. A przecież to tylko sztandarowy przykład, bo takich grajków było znacznie więcej. W ilu dyscyplinach sportu możliwy jest taki fenomen? W życiu na pewno.
W futbolu najbardziej niepozorny zawodnik albo czynnik może odmienić losy najważniejszego meczu. Wspomnijmy chociażby pamiętny finał Ligi Mistrzów w Stambule, w którym Liverpool rzutami karnymi pokonał Milan, i wejście na boisku podstarzałego Smicera w miejsce kontuzjowanego Kewell'a. Czech był graczem nawet niezłym, ale na pewno nie wybitnym, w każdym razie najlepsze lata zdecydowanie miał już za sobą. The Reds przegrywają 3:0, Milan gra wyśmienicie, Liverpoolowi pozostaje dograć mecz do końca i jak najszybciej o nim zapomnieć. Smicer, jak można się było spodziewać, człapie gdzieś po boisku, ze trzy razy dotknął może piłkę, absolutnie nic nie wnosi do gry... I to właśnie Czech strzela jakże ważną bramkę kontaktową, doprowadzając ostatecznie, wespół z Gerrardem i Xabim Alonso, do remisu w regulaminowym czasie gry, a później skutecznie egzekwuje rzut karny w konkursie jedenastek. Nawet najbardziej niepozorna z istot może odmienić bieg ludzkości - to chyba myśl z "Władcy Pierścieni". Bo o to chodziło między innymi Tolkienowi, bo tak jest właśnie w życiu. Czasem nie ważne jest, co robiłeś przez siedemdziesiąt lat życia, istotne, czego dokonałeś w jednej chwili, w konkretnym punkcie historii. Z drugiej strony zaś można "pracować w winnicy Pana" przez całe życie, bez spektakularnych wzlotów i upadków, wykonywać jakże ważną i odpowiedzialną pracę defensywnego pomocnika. Swoją drogą, czyż niejednokrotnie nie jest tak, że dostrzegą to i docenią tylko nieliczni?
Z omówionych powyżej podobieństw pomiędzy realiami życia i futbolu wynika edukacyjny wymiar piłki nożnej, zresztą każda dyscyplina sportu kształtuje charakter, a gry zespołowe, w mniejszym lub większym stopniu, uczą współdziałania w grupie. Ale do rzeczy. Czy zwróciliście kiedyś uwagę, grając w piłkę lub obserwując futbolowe zmagania, jak wielkie zachodzi podobieństwo pomiędzy funkcjonowaniem osobnika X w drużynie piłkarskiej, a jego egzystencją w społeczeństwie? Gość, który gra bardzo odpowiedzialnie, unika nonszalanckich zagrań, nie posyła bezmyślnie piłki w szerz boiska na własnej połowie, a wycofując futbolówkę do bramkarza, zagrywa ją zawsze poza światło bramki, podobnie będzie zachowywał się też w życiu. Z kolei ktoś, kto bardzo się podpala, raz za razem próbuje strzałów z nieprzygotowanych pozycji, pewnikiem jest strasznie narwany. Ogromne pole do analiz dają też stałe fragmenty gry. Zawodnik, który kolejny raz łatwo gubi krycie, raczej nie traktuje swoich obowiązków nazbyt poważnie, jest niechlujny. Jak to powiadają: pokaż mi, jak grasz w piłkę, a powiem Ci, jakim jesteś człowiekiem. Oczywiście niektóre z tych aspektów można dostrzec również w innych grach zespołowych. Sport, a zwłaszcza futbol, którego realia tak bardzo przypominają funkcjonowanie w społeczeństwie, jest wobec tego świetną szkołą życia i odpowiedzialności. Powiadam, dzieciak, który za młodu, w meczu trampkarzy, pośle bezmyślną piłkę w szerz boiska, niwecząc tym samym wysiłek kolegów, i dostanie solidną burę od trenera, zapamięta tę lekcję na wiele lat. Dlatego też rodzice powinni nagminnie posyłać dzieci do miejscowych klubów. Nie po to, aby zagrały kiedyś w Ekstraklasie, zdobyły Złotą Piłkę i zbawiły polski futbol, bo poziom szkolenia jest u nas fatalny, a i większość nie ma wystarczająco wiele talentu, ale po to, żeby zebrały pierwszą, naprawdę świetną, lekcje życiowej odpowiedzialności. Tutaj błędy można jeszcze popełniać, nikt nie zginie, najwyżej gol padnie.
Będę pierwszy. Podoba mi się ten tekst. Świetny styl, temat oczywiście został wyczerpany, do tego bardzo dobra pointa. Tak trzymaj! :)
OdpowiedzUsuńFutbol ewoluował, w dzieisejszych czasach jedenastu drwali nic nie wskóra, nawet gdyby byli genialnie ustawieni taktycznie. Bez odpowiedniej techniki nie jesteś w stanie zrealizować w całości założeń taktyycznych, bez opdowiedniej techniki będziesz zawsze popełniał błędów. Futbol się zmienił, obecnie wymienia sie mnóswto podań, stoper, któy będzie drwalem będzie średniej jakości stoperem, nie będzie w stanie celnie wybić piłki, nie będzie w stanie skutecznie rozpocząć akcji itp. Kto wygra mecz: 11 drwali znakomicie przygotowanych taktycznie, czy 11 wirtuozów znakomicie przygotowanych taktycznie? Opdowiedź jest prosta, zwyciężą wirtuozi. Na potwierdzenie moich słów wystarczy zerknąć okiem na skłądy najlepszych, i tych średnich drużyn piłkarskich. Dominują piłkarze znakomicie technicznie. Futbol się zmienił, i w dalszym ciągu będzie ewoluował w tą stronę. Jeżeli nie jesteś wszechstronny to nie masz szans na zrobienie kariery. Pozycje zacierają się, co raz bardziej, od każdego trenerzy wymagają nienagannej techniki, aby móc zrealizować współczesne założenia taktyczne. Futbol bardzo się zmienił na przestrzeni parunastu lat. Dzisiaj gra się jak najwięcej piłką,
OdpowiedzUsuńNie zgodzę się. Futbol oczywiście ewoluuje, ale czy przypadkiem nie w odwrotnym kierunku? Znaczenie techniki i czysto piłkarskiej przewagi nad przeciwnikiem raczej maleje niż rośnie, a to dlatego, że coraz bardziej do przodu idzie szeroko pojęte przygotowanie fizyczne: medycyna, metody treningowe, dozwolone wspomaganie organizmu. Dotyczy to zresztą wszystkich dyscyplin sportu. Przed dziewięciu laty mistrzami Europy zostali Grecy, eliminując w ćwierćfinale nieporównywalnie lepszych technicznie Francuzów. Czy możliwe byłoby to w latach siedemdziesiątych? To kiedyś technika odgrywała większą rolę, gdy nie przywiązywano jeszcze tak wielkiej wagi do taktyki i przygotowania fizycznego. Byłeś piłkarsko lepszy, zwykle wygrywałeś, bo przeciwnik nie bardzo miał, czym to równoważyć.
UsuńI ja absolutnie nie twierdzę, że jedenastu drwali ma wyrównane szanse w meczu z jedenastoma wirtuozami, próbowałem jedynie pokazać, że w futbolu jest więcej możliwości na zrównoważenie wyższości rywala niż w większości dyscyplin. Wystarczy pooglądać jakieś mecze Stoke City z Premiership. Oni grali naprawdę surowy futbol, przemieszczając się pod bramkę przeciwnika najprostszymi metodami, a bywało, że w meczach na własnym stadionie sprawiali problemy najlepszym.
A swoją drogą, z kim na środku obrony Barcelona spisywała się ostatnimi czasy lepiej? Dobrym technicznie Mascherano, umiejącym wyprowadzić piłkę, rozegrać ją, wymienić futbolówkę na jeden kontakt czy może dość topornym Puyolem, nie mającym do zaoferowania wiele poza sercem do gry, nieustępliwością i walecznością?
W 1992 roku mistrzami Europy zostali Duńczycy, w 1974 roku reprezentanci RFN ograli dużo lepszych technicznie Holendrów. Rok 2004 to schyłek ubiegłej futbolowej epoki. W reprezentacji Niemiec zaczął od paru lat dominować futbol techniczny, łatka topornej i drewnianej niemieckiej drużyny odeszła do lamusa.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem w dzisiejszych czasach takie drużyny jak Dania czy Grecja mają o wiele mniejsze szanse na sukces niż kiedyś, podobnie jest w piłce klubowej, czasy w których Celtic Glasgow był europejską potęgą minęły zdaje się bezpowrotnie.
Stoke City kompletnie nic nie znaczy w piłce europejskiej, mogą wygrać jakiś pojedynczy mecz z faworytem w Premier League bądź Lidze Europy (tak samo jak Celtic) jednakże nieczego więcej nie są w stanie osiągnąć.
Carles Puyol to fenomen, zawodnik wyjątkowy, na świecie jest nie wielu takich obrońców jak on, więc przykład średni. Puyol nie jest żadnym sztandarowym przykładem potwierdzającym Twoją tezę.
W dziesiejszych czasach trenerzy co raz częściej wymagają od obrońców nienagannej techniki.
Masz rację w tym, że przygotowanie fizyczne i taktyczne mocno poszło do przodu, otwierając przy tym nowe możliwości, jednakże kazdy trener świata korzystając z tego postępu, woli to robić z znakomicie wyszkolonymi zawodnikami niż z topornymi grajkami, gdyż z walecznymi wirtuozami jest dużo łatwiej osiągnąć sukces niż z walecznymi toporami.